szczytów starożytnego swego rodu i olbrzymiego majątku. Raz jeszcze przerzuciła kartki i podała mu swój jedyny dokument, gdzie jej tożsamość stwierdzona była przez datę i numer. Głęboko wzruszony, Felicjan ukląkł przed nią i ze łzami w oczach ucałował jej ręce w podzięce za królewski dar — jej serce.
Przez dwa tygodnie całe niższe i wyższe miasto Beaumont zajęte było przygotowaniami do ślubu. Dwadzieścia robotnic pracowało przy wyprawie. Trzy z nich zajęte były specjalnie suknią ślubną. Zachwyt wzbudzały stosy koronek, aksamitów i jedwabi i przecudne klejnoty, królewskiej wspaniałości. Ale najwięcej wzruszenia wywołały olbrzymie jałmużny; narzeczona pragnęła oddać biednym tyle, ile sama w darze dostała, i cały miljon spadł złotym deszczem na miasto. Nareszcie mogła zadowolnić swe wieczne pragnienie obdarowywania biedaków. Dary sypały się z jej małych rączek. Klaskała w ręce, zachwycona, gdy ksiądz Cornille przynosił jej listy ofiar. Jeszcze, jeszcze! Nigdy nie rozda dosyć. Chciałaby, by ojciec Mascart ucztował jak książę, by matka Gabet wyzdrowiała i odmłodniała, by żebraczki z młyna stroiły się w suknie i klejnoty. Złoto sypało się na miasto, jak w bajkach czarodziejskich, błyszczało i lśniło aureolą wielkiego miłosierdzia.
W wilję wielkiego dnia wszystko było gotowe, Felicjan zakupił przy ulicy Magloire pałac, który urządził wspaniale. Były tam wielkie komnaty, pełne przepięknych gobelinów i starożytnych mebli. Bajeczny salon, buduar niebieski, pełen słodyczy wczesnego poranku i sypialnia z białych materyj i białych koronek, jasna i powiewna, jak podmuch wiosennego wiatru. Ale Anielka nie chciała obejrzeć tych cudów, nie zajmowała się urządzeniem domu, ani
Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.