Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

w niższej części miasta. Mąż pijak, żona źle się prowadzi!
— Traktowali mnie jak wyrzutka — mówiła dalej dziewczynka, wzburzona, zraniona w swej dumie. — Mówili, że w rynsztoku powinnam leżeć. Biła mnie, a jedzenie stawiała mi na ziemi, jak dla kota; często głodna kładłam się spać. Zabiłabym się tam wkońcu!
Dzika rozpacz odmalowała się na jej twarzyczce.
— Wczoraj rano upili się oboje i rzucili się na mnie, by mi wyjąć oczy, niby dla żartu. Pobili się przytem ze sobą tak strasznie, że padli na ziemię jak martwi... Dawno już chciałam uciec. Ale chciałam zabrać moją książeczkę, bo mamusia zawsze mi mówiła: „Pamiętaj, że ta książeczka, to cały twój majątek“. Wiedziałam, że włożyli ją po śmierci mamy Teresy do górnej szuflady w komodzie... Wyjęłam ją i schowałam pod sukienkę... Bałam się, że mi ją ukradną. Biegłam, długo biegłam! noc była taka czarna, a pod temi drzwiami tak zimno, iż myślałam, że już umarłam. Ale to nic, nie zgubiłam, mam ją!
I nagłym ruchem wyrwała ją Hubertowi z ręki. Usiadła, i z głową opuszczoną na stół i policzkiem, przyciśniętym do jasnej oprawy książeczki, zaniosła się strasznem łkaniem. Nędzne, zużyte kartki, jedyny węzeł, łączący ze światem biedne, samotne dziecko! Znikła teraz duma, pozostała tylko gorycz i rozpacz opuszczenia, spływające w potokach łez. Jakby oczyszczone łzami, dziecko odzyskało teraz swą jasną delikatną urodę świętej z witrażu. Nagle schwyciła rękę Hubertyny, przycisnęła do niej usta i namiętnie ją ucałowała.
Hubertowie, wzruszeni jej łzami i tym nagłym porywem, sami bliscy płaczu, wyjąkali:
— Biedne, biedne dziecko!