Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

Więc nie była złą? Więc można ją było oduczyć od tej gwałtowności, która ich tak przestraszyła.
— Błagam was, nie odprowadzajcie mnie do tamtych!
Hubertowie spojrzeli na siebie. Od jesieni już mieli zamiar wziąć do domu jakąś dziewczynkę, jako uczenicę, któraby rozweseliła trochę ich smutny dom bezdzietnego małżeństwa. Postanowienie zapadło natychmiast...
— Czy zgadzasz się? — spytał Hubert.
Hubertyna odpowiedziała spokojnym głosem:
— Chętnie.
Zajęli się zaraz formalnościami. Hubert poszedł opowiedzieć o wypadku jedynemu kuzynowi żony, z którym utrzymali stosunki, sędziemu pokoju w północnym okręgu Beaumont. Sędzia napisał do Paryża do Przytułku, gdzie łatwo odnaleziono Anielkę w księgach pod numerem, zapisanym w książeczce, i wymógł, że oddano ją w opiekę Hubertom, jako uczenicę. Nadzorca okręgu przyszedł sprawdzić książeczkę i spisał z Hubertem umowę, której mocą, nowy opiekun zobowiązywał się dobrze obchodzić z dziewczynką, posyłać ją do szkoły i do kościoła i dać jej oddzielne łóżko. Zaś Zarząd Domu, stosownie do regulaminu, zobowiązywał się płacić mu wynagrodzenie i wydawać ubranie dla dziecka.
W dziesięć dni wszystkie formalności były skończone. Anielka sypiała na górze, w pokoju z widokiem na ogród, i uczyła się haftu. W niedzielę, przed pójściem na mszę, Hubertyna otworzyła stary kufer w pracowni, gdzie chowała złote nici. Trzymała w ręku książeczkę, którą włożyła w głąb szuflady i rzekła do Anielki:
— Zobacz, gdzie kładę, byś mogła ją wziąć, gdy zechcesz.
Tego ranka Anielka weszła do kościoła przez