Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

Z niektórych opowiadań śmiała się do łez: bawił ją dobry olbrzym Krzysztof, noszący Chrystusa, śmieszyła historja wielkorządcy z pokojówkami Anastazji. Idzie on za niemi do kuchni i obejmuje i całuje rondle i piece. W ciemnościach tak się zabrudził i zamoczył, że oczekujący go słudzy nie poznają go, biorą za djabła, biją i uciekają. Zabawna była także legenda o Juljannie, która, kuszona w więzieniu przez djabła, zbiła go własnemi łańcuchami. Anielka, haftując, opowiadała Hubertom cudne legendy, piękniejsze od bajek. Przeczytała je tyle razy, że umiała napamięć: legenda o siedmiu śpiących, którzy, by uciec przed prześladowaniem, zamurowali się w pieczarze, przespali trzysta siedmdziesiąt siedm lat i zbudzili się za panowania cesarza Teodozjusza; historja o św. Klemensie, różne opowieści dziwne i wzruszające: rodzina, ojciec, matka, trzech synów, rozdzieleni przez nieszczęścia i przeciwności, i wreszcie połączeni, dzięki niezwykłym cudom, Anielka żyła teraz ciągle w świecie cudów i nadludzkich nieszczęść, w świecie niebiańsko nagradzanej cnoty.
Gdy Anielka szła do pierwszej Komunji, zdawało jej się, że jak święta, unosi się w powietrzu. Oddawała się Bogu, pełna pokory, skruchy, jak pierwsze młode chrześcijanki. Hubertowie byli pobożni, pełni spokojnej wiary; obserwowali święta i chodzili na nabożeństwa potrosze przez tradycję, w części też dla klijenteli. Hubert wzruszał się i przejmował, słuchając legend, czytanych przez Anielkę. Gdy ujrzał ją w białej sukience, płakał z rozczulenia. Ten dzień przeszedł jak sen: wrócili oboje z kościoła wzruszeni i w zachwycie. Aż Hubertyna, nie znosząca przesady nawet w dobrem, musiała ich strofować. Od tego dnia walczyła ciągle z Anielką, nieznającą miary w roz-