o rzeczach, których święta nie pochwala. Gdy pewnego razu zaczęła całować swoje ręce, nagle zaczerwieniła się i zawstydziła, choć była sama, czując, że święta widzi ją. Św. Agnieszka była strażniczką jej ciała.
W piętnastym roku Anielka była czarującą dzieweczką. Ale ani klasztorne, pełne pracy życie, ani łagodny cień katedry, ani Legendy o świętych nie uczyniły z niej wzoru cnót i doskonałości. Ogarniał ją często zapalczywy gniew, niespodzianie wypływały jakieś wady. Ale tak rozpaczała później! tak żałowała! Była żywa, wesoła, naiwna, bardzo czysta i niewinna.
Dwa razy w roku, na Zielone Świątki i we Wniebowzięcie, Hubertowie udawali się na wielkie spacery: Anielka przyniosła ze wsi krzak dzikiej róży i zasadziła go w swym małym ogródku. Podcinała go, podlewała. Oczekiwała cudu, że dziki krzak zacznie rodzić róże, ale go nie szczepiła. Gdy żartowano z jej cudownego krzaku, śmiała się ze łzami w oczach. Fijołkowe oczy złagodniały, małe białe ząbki wyglądały z półotwartych usteczek, jasne włosy o słonecznym blasku otaczały jej podłużną twarzyczkę. Wysoka, smukła, pełna dumnego wdzięku, a przytem wesoła, zdrowa, urocza — roztaczała dokoła czar niewinnego ciała i czystej duszy.
Hubertowie z każdym dniem więcej przywiązywali się do Anielki. Obojgu przyszła myśl zaadoptowania dzieweczki. Długo obawiali się mówić o tem, by nie obudzić żalu za straconem dzieckiem. Kiedy Hubert wspomniał żonie o swoim projekcie, Hubertyna rozpłakała się boleśnie; więc już nigdy swego dziecka nie będą mieli! Żal i ból ścisnął jej serce, ale dobra myśl zwyciężyła: Anielka zostanie ich córką, będzie zawsze z nimi w tym starym domu, wypełnionym i rozjaśnionym jej młodością
Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.