Tego roku Hubertowie z Anielką pojechali na Zielone Świątki do ruin zamku Hautecocur, o dwie mile od Beaumont. Nazajutrz, po dniu, spędzonym na świeżem powietrzu, pełnym ruchu i zabawy, Anielka spała jeszcze, gdy zegar w pracowni wydzwonił siódmą godzinę.
Hubertyna weszła na górę i zastukała do drzwi:
— Ależ, leniuszku, my zjedliśmy już śniadanie.
Anielka ubrała się prędko i weszła do pracowni.
— Zaspałam! A ornat przyrzekliśmy na niedzielę!
Pracownia, była to wielka sala z oknami na ogród, zachowana w stanie pierwotnym. Na suficie dwie wielkie belki i odstępy między niemi zakopcone były, zjedzone przez robaki, pełne drewnianych łat na krokwiach. Na kamiennej klamrze, podpierającej belkę, wycięta była data 1469 r., widocznie data budowy. Kominek kamienny, pokruszony i zniszczony, zachował wytworność prostoty dawnych form. Na szczycie można było rozróżnić naiwną rzeźbę, przedstawiającą patrona hafciarzy. Ale kominek nie był opalany; w otworze zrobiony rodzaj szuflady na wzory, a salę ogrzewał wielki żelazny piec, którego rura przebijała ścianę nad kominem. Chwiejące się drzwi pochodziły z czasów Ludwika XIV. Pod-
Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.
III