Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mamusiu, nic mnie zło nie obchodzi! Trzeba je przezwyciężyć i żyje się w szczęściu i spokoju.
Hubertyna ze smutkiem pokiwała głową.
— Żałuję, żem cię wychowała w takiem odosobnieniu, zdaleka od ludzi i życia. Marzysz o raju, o jakimś zaczarowanym świecie.
Twarz dzieweczki rozjaśniła się; tym samym miarowym ruchem prowadziła złotą nitkę.
— Myślisz, że jestem zupełnie niemądra, mateczko. Na świecie są dobrzy ludzie. Praca i uczciwość bywa zawsze wynagrodzona... Wiem, że są i źli ludzie. Ale nie trzeba się z nimi znać wcale. Będą napewno ukarani. Wiesz, mamusiu, świat wydaje mi się wielkim ogrodem, pełnym kwiatów i słońca. Tak dobrze żyć, że nie można być złym.
Unosiła się, jakby podniecona widokiem jedwabi i złota.
— Nic łatwiejszego, jak być szczęśliwym. My jesteśmy szczęśliwi dlatego, że się kochamy. Widzicie, jak to łatwo, A później przyjdzie ten oczekiwany. Nie widziałam go nigdy, ale wiem jak wygląda. Wejdzie i powie: „Przychodzę po ciebie“. A ja odpowiem: „Czekałam na ciebie“. I pójdziemy razem do wspaniałego zamku. Nic prostszego!
— Cicho bądź! — przerwała jej surowo Hubertyna.
I, widząc jej podniecenie, zaczęła spiesznie mówić:
— Cicho bądź! Lękam się o ciebie. Wyjdziesz zamąż za jakiegoś biedaka i rozczarujesz się strasznie. Dla nas, biedaków, szczęście — to pokora i posłuszeństwo.
Anielka uśmiechała się ciągle...
— On przyjdzie, czekam na niego.
— Ma rację! — wykrzyknął Hubert — jest tak