Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

Jak cudnie pachniały kwiaty w ogrodzie Opactwa! Czemu nie zauważyła poprzednich lat bajecznych klombów w pałacu Voincourt? Strumyk szemrał tak głośno i wyraźnie!... Czy zmieniło się coś na polu, że tak ją wzruszało, zachwycało wszystko, co widziała?... A może to ona zmieniła się; czuła teraz i widziała narodziny nowego życia!
Na prawo katedra napełniała ją wzruszeniem. Te stare mury żyły i czuły jak ona. Ukryta w nich była wiara całych pokoleń. Na dole katedra, przygnieciona modlitwami, wrastała w ziemię ze swemi romańskiemi kaplicami o smukłych kolumienkach. Wznosiła się ku niebu lekko i powiewnie przez wysokie, szpiczaste okna nawy, wykończone w osiemdziesiąt lat później. Wreszcie strzelała wysoko wgórę kolumnami chóru, które zbudowane i ozdobione w czystym stylu gotyckim, zakończone były dzwonnicami i wieżyczkami. Na bocznych kaplicach dorobiono balustradę, wyrzeźbioną w kształcie liści koniczyny. Ku górze, wyzwolona z oków trwogi, wznosiła się lekko i radośnie do Boga miłości i przebaczenia.
Katedra tętniła prawdziwem życiem. Gromady jaskółek uwiły sobie gniazda w wieżyczkach, dzwonnicach i na szczycie. Skrzydła ich migały wokoło kolumn i balustrady. Gałęzie stuletnich dębów otulały ją zielenią. Czasami ledwie widoczny kruk gładził swe pióra o szczyt wieżyczki. Mchy, rosnące w szczelinach, ożywiały stare mury. W czasie deszczu katedra budziła się: krople dudniły po dachu, obijały się o żelazne ozdoby balustrady i spływały potokami. Gdy w październiku i marcu wyły wichry między wieżyczkami i dzwonnicami, katedra wydawała dźwięki gniewu i skargi; gdy zaświeciło słońce, stare mury, odświeżone jakby i odmłodzone