tego za liśćmi wierzby, Anielka długo patrzała na nieruchomy cień.
Odtąd Anielka miała swoją tajemnicę. Leżała godzinami w swojem wielkiem łożu z zamkniętemi oczami, nie śpiąc i widząc przed sobą nieruchomą sylwetkę w świetle księżyca. Gdy budziła się rankiem, wzrok jej obiegał pokój wokoło, zdziwiony, że nie odnajduje tu tajemniczej postaci, którą mogłaby wyrysować z pamięci. Widziała go we śnie, myślała o nim na jawie. Był to blizniacień, który jej nie opuszczał nigdy, choć była sama ze swem marzeniem. Tajemnicy swej nie powierzyła nikomu, nawet Hubertynie, której dotychczas wszystko opowiadała. Od rana do wieczora śpiewała, wesoła, radosna. Ornaty jaśniały złotem i jedwabiami; wkładała w haft radość i szczęście swej tajemnicy. Hubertowie cieszyli się, patrząc na nią. Dom rozbrzmiewał jej śmiechem i weselem. Gdy następował wieczór, wychodziła na balkon i, oparta o balustradę, szukała oczami cienia. Był codziennie na tem samem miejscu, nieruchomy, prawie niewidzialny. Może to święty Jerzy z witrażu, a może anioł, który zeszedł z nieba, by pokochać ją, jak niegdyś świętą Cecylję!.. Czuła pieszczotę z za świata; myśl o nim wywoływała w niej dumę i wzruszenie. Ale wkrótce ogarnęła ją niecierpliwość i chęć poznania niewiadomego. Oczekiwanie rozpoczęło się znowu.
Księżyc oświetlał jasno pole. Blask był tak silny, że można było rozróżnić liście wierzby. Clos-Marie drzemało w świetlanej ciszy.
Gdy Anielka wyszła na balkon, serce zabiło jej mocno. W jasnem świetle księżyca zobaczyła wyraźną postać młodego mężczyzny. Był wysoki, smukły, o jasnych włosach; nos prosty, wydatny, czarne oczy, pełne łagodności i dumy. Poznawała go: był to on, wyśniony, oczekiwany. Cud się
Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.