Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

ciekawa, wystarczało jej, że go widzi. Nie znała go, ale rozumiała każdą jego myśl. Przyszedł, poznała go i pokochali się.
Miłość z oddali napawała ich rozkoszą. Codzień inne odkrycie ich zachwycało. Miała długie, wąskie paluszki, zniszczone igłą. Uwielbiał je. Ona zachwycała się jego małemi nogami i dumna była z jego piękności i słodyczy jego uśmiechu... Pewnego ranka nachyliła się, i zauważył, że ma na szyi ciemny znaczek. Upojony był tym widokiem. Ruch, z jakim otwierała okno, pełen dumy i prostoty, wskazywał, że choć była tylko hafciarką, miała duszę wielkiej damy. Odnajdowali w sobie codzień nowe zalety. Każde widzenie było źródłem nieprzebranych rozkoszy.
Wkrótce jednak Felicjan zaczął wykazywać pewną niecierpliwość. Już nie leżał nieruchomo pod krzakiem. Niespokojny, próbował zbliżyć się do Anielki. Gniewało ją to, bała się, że ktoś zauważy. Raz doszło do formalnej kłótni. Podszedł pod sam mur, a Anielka uciekła z balkonu. Ale taka rozpacz, prośba i pokora odmalowały się na jego twarzy, że rozbrojona przebaczyła i nazajutrz znowu wyszła na balkon. Ale teraz oczekiwanie mu nie wystarczało; pełen niepokoju żył w ciągłej gorączce, chodził między drzewami, nachylał nad wodą, wspinał się na wystające belki starego młyna. Raz ujrzała go wyżej od siebie na tarasie, otaczającym kaplicę na chórze... Jak się tam dostał, kiedy galerja była zawsze zamknięta, a klucz u zakrystjana? Innym razem zobaczyła go na szczycie katedry, między kolumnami nawy. Zgóry mógł widzieć cały jej pokój. Teraz strach ją przejmował; nie była nigdy sama, zawsze we dwoje. Czemu biło jej serce, jak wielki dzwon w uroczyste święto?
Przez trzy dni Anielka nie pokazywała się na