Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

dzi! — zawołała stara, oglądając zupełnie nowe trzewiki. Rozpruję je, jeśli będą za małe. Antośka, podziękuj, głupia!
Antosia wyrwała z rąk Rózi pończochy. Nie powiedziała ani słowa.
W tej chwili Anielka zdała sobie sprawę, że ma nogi bose. Zawstydziła się. Przez chwilę siedziała, później zerwała się i pobiegła szybko. Clos Marie pogrążone było w mroku między dwiema ciemniejszemi plamami parku i katedry. W ciemności białe nóżki Anielki odcinały się jasno, jak dwa białe gołąbki.
Wystraszona Anielka biegła brzegiem strumyka aż do kładki, przez którą chciała przebiec. Ale Felicjan wyprzedził ją. Nieśmiały dotychczas, nagle nabrał odwagi; rozgorzał w nim ogień wewnętrzny, namiętna miłość, która ogarnęła go przy pierwszem widzeniu, popychała teraz do wypowiedzenia swoich uczuć. Ale przy jej zbliżeniu opuściła go odwaga i ledwie mógł wyjąkać cichym głosem:
— Kocham panią.
Zatrzymała się, i jak nieprzytomna, wpatrywała się w niego. Gniew i nienawiść znikały bez śladu z jej serca, ustępując miejsca wzruszeniu. Kochał ją, wiedziała o tem; czemu to słowo wypowiedziane przyprawiło ją o takie zdziwienie i niepokój?
Powtórzył teraz śmielej:
— Kocham panią.
Zaczęła znowu biec. Strumyk nie zatrzymał jej: weszła w wodę, pobiegła po śliskich kamieniach. Furtka zatrzasnęła się.