Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dawno już kocham panią... W tem oknie ujrzałem panią po raz pierwszy; marzyłem o pani, jak o niedoścignionej, której nigdy zbliska nie ujrzę. Bałem się spotkania z panią... A później, kiedy dowiedziałem się, kto pani jest, ogarnęła mnie gorączka, zapragnąłem panią poznać. A później, pamięta pani, jaki onieśmielony byłem wtedy na polu; śmiała się pani ze mnie... Chodziłem za panią do biedaków, dziwna siła popychała mnie; przestałem być panem swej woli. Bałem się pani niechęci i jednak przyszedłem zamówić ten haft. Jestem nieszczęśliwy! Wiem, że mnie pani nie kocha, ale niech się pani pozwoli kochać. Pragnę tylko widzieć panią, choć zdaleka, na kolanach, jak teraz!...
Przerwał, zrozpaczony. Zdawało mu się, że nic nie wzruszy jej serca. Nie czuł, nie widział, że się uśmiechała. Kochany! ile miłości i uwielbienia było w jego błagalnej prośbie! A ona postanowiła nie widywać go więcej! chciała go kochać bez jego wiedzy. Teraz święte dziewice nie zabraniały jej kochać, wzruszone ogromem tej miłości. Niewidzialny paluszek, pewno paluszek świętej Agnieszki, jej opiekunki, spoczął na jej ustach, by ją zwolnić z przysięgi. Mówiła teraz, pobudzona, wzruszona tkliwością i czułością, unoszącą się wokoło.
— Pamiętam, o, tak, pamiętam...
Czar jej głosu działał na niego upajająco.
— Pamiętam, jak pan przyszedł wtedy w nocy. Ledwie słyszałam odgłos pana kroków, nie byłam pewna. Później zobaczyłam cień, a wreszcie w świetle księżyca ujrzałam pana dokładnie. Takim sobie pana wyobrażałam, czekałam na pana od lat. Pamiętam mój śmiech, gdy pan gonił wtedy mój kaftanik, uniesiony przez wodę. Pamiętam, jak się gniewałam, gdy mi pan pozabierał moich biedaków. A jak uciekałam wtedy boso przez łąkę!