w życiu. W chwili, kiedy, z pytającem spojrzeniem, wskazał jej krzesło, nazwała się:
— Panna Chuin... Przychodzę pana trudzić w sprawie wielkiej wagi...
W braku drugiego krzesła musiał się usadowić na brzegu łóżka. Nazwisko panny Chuin nie tłómaczyło mu nic, czekał bliższych wyjaśnień. Damie jednak nie było wcale spieszno. Okrążywszy spojrzeniem ciasną stancyjkę, zdawała się namyślać, od czegoby rozmowę zacząć. Nakoniec odezwała się słodko, podkreślając uśmiechem delikatniejsze ustępy:
— Przychodzę do pana w charakterze osoby przyjaznej... bardzo przyjaznej... Słyszałam o panu rzeczy nadzwyczaj wzruszające... Tylko niechże mnie pan nie posądza, broń Boże, o jakieś szpiegowanie... Nie! nie ma w tem wszystkiem nic więcej, nad wywołane przez zbieg okoliczności pragnienie stania się panu użyteczną... Wiem, jak macoszem było dla pana życie do chwili obecnej, z jakiem męstwem walczyłeś pan o zdobycie pozycyi i jakim jest do tej chwili wynik tylu pańskich zabiegów... Tylko niech pan daruje, proszę raz jeszcze, że śmiem się w ten sposób mięszać w tajniki pańskiej egzystencyi... Przysięgam panu, że tylko sympatya...
Nantas, rozciekawiony, nie przerywał jej, domyślając się, że wszystkie te szczegóły przybyła zaczerpnąć musiała u odźwiernej. Mimo że nic nie przeszkadzało pannie Chuin przystąpić wreszcie do
Strona:PL Zola - Nantas.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.