i trzebaby przyznać dziecię — odparła panna Chuin, nie obwijając już teraz w bawełnę, by prędzej ubić interes.
Pierwsze poruszenie Nantasa wyraziło mocną chęć wyrzucenia pośredniczki za drzwi.
— To nikczemność, co mi pani przyszłaś zaproponować — szepnął.
— Och!... nikczemność!... — zawołała panna Chuin, odnajdując w lot swój głosik miodowy — nie zgadzam się na słowo tak brzydkie... Faktem jest, że wybawiłbyś pan rodzinę z rozpaczliwego położenia. Ojciec o niczem jeszcze nie wie, ponieważ rzecz nie stała się dotąd widoczną; i mój to jest pomysł wydać to biedne dziewczę jak najprędzej za mąż, podstawiając światu męża jako ojca dziecięcia. Taka kombinacya zatrze wszystko, ojciec uwierzy w naprawę błędu córki... Na nieszczęście bowiem istotny sprawca uwiedzenia jest człowiekiem żonatym... Ach! panie!... Są doprawdy mężczyźni, ogołoceni z wszelkiego poczucia moralności.
Mogła długo przemawiać w ten sposób, bo Nantas nie słuchał jej wcale... Czemuż odmówił?!... Nie pragnąłże co dopiero sprzedać się?!... Otóż i zjawili się nabywcy. Tego żądano — a ofiarowano tyle. Miał dać swe imię, otrzymując w zamian stanowisko... Kontrakt jak tyle innych. Spojrzał na swoje spodnie, zabłocone wśród ulic paryskich, przypomniał sobie, że nic nie jadł od wczoraj
Strona:PL Zola - Nantas.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.