Strona:PL Zola - Nantas.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

Mój panie, coś podobnego stać się może tylko za pańską własną sprawą i stało się już chyba od dawna.
W szalonem uniesieniu skoczył ku niej, jakby ją chciał uderzyć, i wybełkotał:
— Nieszczęsna!... wracasz od pana des Fondettes... Wiem o tem, że masz kochanka...
— Mylisz się pan — odrzekła, nie cofnąwszy się ani o krok przed jego poruszeniem: — nie rozmawiałam ani razu z panem des Fondettes od lat dziesięciu. Lecz gdybym nawet i miała kochanka, o którego mnie pan podejrzywasz!... cóżby to pana mogło obchodzić?... Czy zapomniałeś pan o naszej umowie?...
Wpatrywał się w nią przez chwilę dziko; naraz, porwany łkaniem, wkładając w krzyk swój całą, tak długo hamowaną namiętność, padł do jej nóg:
— Och!... Flawio!... Ja cię tak kocham!...
Wyprostowana, odsunęła się, ponieważ dotknął rąbka jej sukni. Pomknął jednakże za nią, wlokąc się u jej kolan z wyciągniętemi rękoma:
— Kocham cię Flawio! słyszysz?... Kocham cię jak szaleniec... Sam nie wiem, jak się to stało... Trwa to już całe lata... Stopniowo ogarnęło mnie całego... O! jakżem ja z sobą walczył!... Namiętność ta wydawała mi się mnie niegodną... Przywoływałem sobie ciągle na pamięć naszą pierwszą rozmowę... Nie mogę jednak dłużej tego znosić! nie mogę tak cierpieć! i dlatego musiałem ci to wreszcie powiedzieć...