Strona:PL Zola - Nantas.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

się uspokajał. Stara zaś mrugała tylko od czasu do czasu obiecująco, dając do zrozumienia, że kto wie jak prędko już będzie mogła przyjść do niego z czemś nowem naprawdę.
W istocie rzeczy jednak cała ta sprawa wbiła jej w głowę klin nielada. Przyrzeczone dziesięć tysięcy franków to było dla niej za mało, jej trzeba było, nie licząc już posiadanych dwudziestu — drugich dwudziestu tysięcy na kupno domu po notaryuszu. Z początku przyszło jej na myśl sprzedać się żonie, tak jak się zaprzedała mężowi. Znając jednak swą panią, bała się natychmiastowej odprawy po pierwszem zaraz słowie. Dawno już, nim jeszcze Nantas na nią włożył ten obowiązek, szpiegowała ona Flawię na własny rachunek, powtarzając sobie, że grzechy panów to majątek ich służby. Natrafiła wszakże na jednę z owych cnót, tem bardziej niewzruszonych, że wspiera je duma. Flawia żywiła do całego rodu męskiego żal nieprzebłagany za ciężącą na niej plamę. To też panna Chuin łamała sobie głowę co się nazywa, jak wybrnąć z tych trudności, gdy wtem spotyka dnia pewnego pana des Fondettes, który zaczął ją wypytywać o jej panią z taką żywością, że pojęła natychmiast, jak szalenie musiał tej kobiety pragnąć, pod rozpalającym wpływem wspomnienia owej chwili jedynej, kiedy ją posiadał. Odtąd plan starej panny był gotów: oddać przysługę mężowi i kochankowi jednocześnie — oto była gienialna kombinacya.