— Czy masz co do powiedzenia mi? — spytał wprost Saccard.
— Tak, zajmowałam się twoją sprawą, wiesz jaką, i zdaje mi się, że ci znalazłam... Ale w podobnej chwili... Widzisz, mnie serce pęka.
Otarła sobie ponownie oczy. Saccard spokojnie pozwolił jej się wypłakać, nie rzekłszy ani słowa. Wtedy zdecydowała się przystąpić do rzeczy.
— Jest to młoda dziewczyna, którą chcianoby zaraz wydać zamąż — rzekła. — Kochane to dziecko miało nieszczęśliwy wypadek. Jest tam ciotka, któraby coś poświęciła...
Urwała, jęczała wciąż, wypłakując każde zdanie po kolei, jak gdyby wciąż jeszcze opłakiwała Anielę. Był to sposób, niecierpliwiący brata i mający go znaglić do pytań, ażeby cała odpowiedzialność za propozycyę nie spadła na nią wyłącznie. Urzędnika w samej rzeczy przejęła głucha irytacya.
— Kończże raz! — rzekł. — Dla czegóż tak im pilno wydać zamąż tę dziewczynę?
— Wyszła z pensyi — podjęła faktorka ubolewającym głosem — i zgubioną została przez mężczyznę, bawiąc na wsi u rodziców jednej ze swych koleżanek. Ojciec spostrzegł właśnie błąd jej. Chciał ją zabić. Ciotka, aby ocalić ukochane dziecko stała się jej spólniczką i obie opowiedziały ojcu całą historyę. Powiedziały, że winny jest uczciwym człowiekiem, który nic więcej nie pragnie, jak naprawić błąd chwili zapomnienia.
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.