— No i cóż, co zdecydowałeś? Te biedne kobiety są w rozpaczy. Chciałyby przeszkodzić skandalowi. Przyrzekły ojcu jutro wymienić nazwisko winnego... Jeżeli zgodzisz się, poślę im twój bilet wizytowy przez komisyonera.
Saccard zdał się budzić za snu; drgnął, obrócił się trwożnie w stronę przyległego pokoju, zkąd, jak mu się zdawało, dobiegł go jakiś lekki szelest.
— Ależ nie mogę — rzekł zdławionym głosem — wiesz przecie, że nie mogę...
Pani Sydonia wpatrywała się w niego uparcie, z miną zimną i wzgardliwą. Cała krew Rougonów, wszystkie gorące ich pożądania, chciwość ich paląca chwyciły go za gardło. Wyjął bilet wizytowy z pugilaresu i podał go siostrze, która włożyła go w kopertę, wyskrobawszy pierwej adres starannie. Następnie zeszła na dół. Dziewiąta była zaledwie.
Saccard, pozostawszy sam, podszedł do okna i oparł czoło o zimne szyby. Zapomniał się tak dalece, że począł końcami palców bębnić na szybie pobudkę. Ale noc była tak czarna, cienie na dworze spływały w tak gęste masy, że przejął go mimowolny niepokój i machinalnie powrócił do pokoju w którym dogorywała Aniela. Zapomniał o niej i doznał strasznego wrażenia, zastawszy ją nawpół poniesioną na poduszkach; oczy miała szeroko otwarte, fala życia napłynęła jej, zda się, napowrót na policzki i usta. Mała Klotyldka, wciąż trzymając lalkę, siedziała na brzegu jej posłania, skoro tylko ojciec odwrócił się plecami, ona coprędzej wśliznęła
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.