myśliła ten dziwaczny projekt małżeństwa, które, jak się jej zdawało, pokryje wszystko, ułagodzi ojca i wróci Renacie stanowisko w rzędzie kobiet uczciwych, a którego strony haniebnej ani fatalnych konsekwencyj dojrzeć nie chciała.
Nigdy nie docieczono, jakim sposobem pani Sydonia zwęszyła ten dobry interes. Honor rodziny Béraud włóczył się w jej koszyku razem z protestami i sądowemi aktami wszystkich nierządnic Paryża. Kiedy się dowiedziała tej historyi, narzuciła niemal gwałtem swego brata, którego żona dogorywała. Ciotka Elżbieta w końcu uwierzyła, że winną była wdzięczność tej kobiecie tak pokornej i łagodnej, która się poświęcała dla biednej Renaty do tego stopnia, że jej wynajdowała męża w swej własnej rodzinie. Pierwsze spotkanie się ciotki z Saccardem miało miejsce w antresoli ulicy Faubourg-Poissonière. Urzędnik magistratu, który przybył bramą od ulicy Papillon, zobaczywszy panią Aubertot wchodzącą przez sklep i kręcone schody, zrozumiał genialny mechanizm tych dwu wejść.
Pełen był taktu i przyzwoitości. Traktował małżeństwo jako interes, ale z punktu widzenia człowieka światowego, który regulowałby długi karciane. Ciotka Elżbieta drżała daleko bardziej od niego; jąkała się, nie śmiała mówić o stu tysiącach franków, które przyrzekła.
On pierwszy przystąpił do kwestyi pieniężnej, z miną adwokata, rozprawiającego o sprawie jakiegoś klienta. Według niego sto tysięcy franków
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.