Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

Od owego dnia począwszy, mąż jej miał zawsze dla swego kolegi najmilsze swe uśmiechy. Ten znów, który nie chciał bynajmniej wtajemniczać zacnego chłopca w swe plany, poprzestał na tem tylko, że się znalazł jakby przypadkiem w dzień, w którym Michelin miał przystąpić do otaksowania nieruchomości na ulicy Pépinière. Dopomógł mu w tej pracy. Michelin, najkompletniejsze zero, głowa pusta jaką sobie tylko można wyobrazić, zastosował się w zupełności do instrukcyi żony, która mu poleciła, aby zadawalniał we wszystkiem życzenia pana Saccarda. Zresztą nic zgoła nie podejrzywał; wyobrażał sobie, że komisarzowi nadzorczemu pilno było, aby pracę jak najprędzej zepchnął z karku i mógł z nim iść do kawiarni. Najmy, kwity komornego, kontrakty, sławne księgi pani Sydonii przeszły z rąk jego kolegi przed jego oczyma, zanim jeszcze mógł sprawdzić cyfry, które mu tenże wymieniał głośno. Larsonneau obecnym był przy tej manipulacyi, udając, że nie zna swego wspólnika.
— Dalej, pisz pan pięćkroć sto tysięcy — rzekł w końcu Saccard. — Wprawdzie dom jest więcej wart... Śpieszmy się, zdaje mi się, że w personelu biur ratusza zajdą niejakie zmiany, chciałbym pomówić o tem z panem, żebyś to zakomunikował żonie.
Tym sposobem załatwiono pośpiesznie całą sprawę. Miał przecież jeszcze pewne obawy. Lękał się, aby cyfra pięciukroć stu tysięcy franków, nie wydała się zbyt wysoką komisyi indemnizacyjnej