się wszakże, kiedy komisarz nadzorczy pozostawił ich samych, że to pani Sydonia właśnie przyrzekła baronowi przeprowadzić układy z pewnymi ludźmi, tak niedorzecznymi, że nie pojmowali zaszczytu, jaki na nich spływał z przyjaźni, którą raczył okazywać senator ich dziecku, małej dziesięcioletniej dziewczynce.
Pana Toutin-Laroche, Saccard sam już obrobił; postarał się o widzenie się z nim w kurytarzu i zwrócił rozmowę na słynny „Kredyt gruntowy“. Po upływie pięciu minut, wielki administrator, przerażony, zdumiony z powodu niesłychanych rzeczy, które posłyszał, wziął bez ceremonii urzędnika pod rękę i zatrzymał go przez godzinę w kurytarzu. Saccard podszepnął mu cudownie zręczne mechanizmy finansowe. Kiedy pan Toutin-Laroche go opuszczał, uścisnął mu rękę w sposób wymowny, z mruganiem oczu frank masońskiem.
— Będziesz pan należał — szepnął — trzeba żebyś pan do tego należał.
Saccard miał wielką wyższość w całej tej sprawie. Posunął ostrożność do tego stopnia, że barona Gouraud i pana Toutin-Laroche nie uczynił wzajemnie spólnikami jeden drugiego. Odwiedził każdego zosobna, szepnął każdemu z nich słówko za przyjacielem, którego mają wywłaszczyć na ulicy Pépinière; każdemu z nich oczywiście powiedział z osobna, że nigdy nie mówiłby o to żadnemu innemu członkowi komisyi, że była to rzecz niepostanowiona jeszcze, ale że liczy na całą jego życzliwość.
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.