czął zlekka potrząsać głową, na znak absolutnej aprobaty. Członek komisyi z ulicy Astrog upierał się, oburzony, nie chcąc się ugiąć przed dwoma tyranami komisyi, w kwestyi, w której był kompetentniejszym od obu tych panów. Wówczas to pan Toutin-Laroche, spostrzegłszy potwierdzające znaki barona, pochwycił żywo akta i rzekł sucho:
— Dobrze więc. Postaramy się rozświecić pańskie wątpliwości. Jeżeli panowie zezwolicie, ja się zajmę tą sprawą, a baron Gouraud zechce zrobić ankietę razem ze mną.
— Dobrze, dobrze — odpowiedział poważnie baron — żadna wątpliwość nie powinna plamić naszych decyzyj.
I akta znikły już w obszernych kieszeniach pana Toutin-Laroche. Komissja musiała przystać na propozycyę. Na quai, kiedy wychodzili, dwaj poplecznicy popatrzyli sobie w oczy i nie rozśmieli się. Czuli, że są wspólnikami, co zdwajało jeszcze ich niewzruszoną pewność siebie. Dwa umysły pospolite byłyby wywołały tłomaczenia; oni w dalszym ciągu tylko brali w obronę sprawę posiadaczy, jak gdyby ich można było słyszeć jeszcze, i ubolewali nad duchem nieufności, który się wciskał wszędzie. W chwili, kiedy mieli się rozejść:
— Ach, zapomniałem kochany kolego — ozwał się baron z uśmiechem — wszakże ja wyjeżdżam na wieś. Byłbym ci bardzo wdzięcznym, gdybyś bezemnie zechciał sam rozpatrzyć się w tej sprawie... A przedewszystkiem nie zdradź mnie, ci
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.