Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

wysokie na piętnaście do dwudziestu stóp. Parter, przysadzistszy, miał okna zaopatrzone w olbrzymie żelazne okratowanie; okna te zagłębiały się ponuro w ciemne mury, tak samo drzwi, zaokrąglone w górze, niemal tak szerokie jak wysokie, o młotku mosiężnym, pomalowane na kolor ciemno zielony, ozdobione olbrzymiemi gwoździami zarysowującemi jakieś floresy i gwiazdy na obu skrzydłach. Drzwi te były typowe, z słupami po obu stronach, pochyłemi i szeroko okutemi żelazem. Widać było, że dawnemi czasy zachowano tu szeroki rowek w pośrodku drzwi, przeznaczony na ścieki; pan Béraud dopiero ściek ten skasował; była to zresztą jedyna ofiara na rzecz architektów współczesnych, jaką spełnił kiedykolwiek.
Okna górnych pięter otoczone były cienkiemi baryerkami z kutego żelaza, dozwalającemi widzieć ogromnych rozmiarów ramy z brunatnego drzewa o drobnych zielonkawych szybkach. U góry przed poddaszami, dach się przerywał, rynna szła tylko dalej swą drogą sama, odprowadzając wody deszczów w dół. A co wzmagało jeszcze nagość ponurą tej fasady, to kompletny brak wszelkich firanek, rolet lub żaluzyj, brak wywołany tem, że słońce nie oświecało w żadnej porze roku tych kamieni wyblakłych i osmutniałych. Fasada ta miała pozór poważny, szanowny, ową surowość mieszczańską, zasypiała uroczyście w skupieniu całej dzielnicy, w ciszy ulic, których nie zakłócał nigdy turkot powozów.