Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

go czynił niemal garbatym. W tym śmiesznym stroju, zadziwiony nowemi rzeczami, które tu widział, poglądał dokoła siebie, bez onieśmielenia zresztą, z miną dzikiego i przedwcześnie podstępnego dziecka, wahającego się poddać od pierwszej zaraz chwili.
Służący przywiózł go z kolei i był właśnie w wielkim salonie, zachwycony złoceniami umeblowania i plafonu, wysoce uszęśliwiony tym zbytkiem, w pośród którego miał żyć, kiedy Renata, która powracała od swego krawca, wbiegła jak wicher. Zrzuciła kapelusz i biały burnus, włożony na ochronę od zimna, już dość ostrego w tej porze. Ukazała się Maksymowi, zdumiałemu z zachwytu, w całym blasku dziwnego a wytwornego swego stroju.
Dziecko sądziło, że jest chyba przebraną. Miała na sobie spódniczkę z prześlicznej ciężkiej błękitnej materyi z szerokiemi wolantami, na którą zarzucony był rodzaj ubioru gwardyi francuzkiej i delikatno-szarego jedwabiu. Poły tego ubioru, podszyte atłasem niebieskim, cokolwiek ciemniejszym od jedwabiu sukni, podniesione były zręcznie i podtrzymane kokardami wstążek; przystrój wązkich rękawów, wielkie wyłogi stanika rozszerzały się, przystrojone tymże samym atłasem... Jako ostatnia zaś przyprawa, jako ryzykowna pointa oryginalności, wielkie guziki, imitujące szafiry, ujęte w rozety z lazuru, schodziły aż na sam dół