Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

stwa, ta zniewieściałość całej jego istoty, ta chwila, przez którą uważał się za dziewczynę, miała w nim pozostać na zawsze i przynieść uszczerbek jego męzkości.
Renata tytułowała go „panną“ nie wiedząc o tem, że przed pół rokiem, nazwa ta byłaby w zupełności właściwą. Wydawał jej się bardzo posłusznym, przywiązującym się szczerze i czasami nawet żenowały ją jego pieszczoty. Miał dziwny sposób całowania, który jej rozgrzewał skórę. Co wszakże zachwycało ją w nim najwięcej, to spryt jego i dowcip; zabawny był niesłychanie, śmiały, mówiący już o kobietach z domyślnemi uśmieszkami, stawiał zawsze czoło przyjaciółkom Renaty, drogiej Adelinie, która podówczas właśnie zaślubiła była pana d’Espanet i grubej Zuzannie, świeżo zamężnej. W czternastu latach zakochał się nawet w tej ostatniej. Za powiernicę tej miłości wybrał sobie macochę a ją bawiło to niewysłowienie.
— Co do mnie, wolałabym już Adelinę — mówiła — ona przecież ładniejsza.
— Być może — odpowiadał wyrostek — ale Zuzanna za to daleko tęższa... Ja lubię tęgie kobiety... Gdybyś była dobra, przemówiłabyś za mną do niej słóweczko...
Renata śmiała się. Jej lalka, ten wyrostek o minkach dziewczyny, wydawał jej się nieocenionym. Przyszła taka chwila nawet, że Zuzanna na seryo bronić się musiała od jego napaści. Zresztą panie te same ośmielały Maksyma tłumionemi swemi śmie-