Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/161

Ta strona została skorygowana.

szkami, półsłówkami, pozami kokieteryjnemi, które przybierały wobec przedwcześnie dojrzałego dzieciaka. Była w tem pewna przymieszka wielce arystokratycznej rozpusty. Wszystkie trzy w swem życiu gwarnem, palone namiętnością, lubowały się w zachwycającem zepsuciu tego wyrostka, jak w oryginalnym smaku tureckiego pieprzu, nie niebezpiecznego a przecież zaostrzającego apetyt. Pozwalały mu dotykać swych sukien, ocierać się palcami o ramiona, kiedy je odprowadzał do przedpokoju i zarzucał im balowe narzutki; podawały go sobie z ręki do ręki, śmiejąc się jak szalone, kiedy całował je po rękach od strony żyłek w tem miejscu, gdzie to skóra tak jest delikatną; potem przybierały względem niego ton macierzyński i uczyły go, jakim sposobem może zostać pięknym mężczyzną i posiąść sztukę podobania się damom. Była to ich zabawka, manekin kartonowy, o niezmiernie dowcipnym mechanizmie, który ściskał, całował, zalecał się, który posiadał najprzyjemniejsze w świecie występki, ale który w gruncie pozostawał zawsze tylko zabawką, manekinem, którego nie potrzeba było lękać się zbytecznie, dość wszakże na to, aby pod dotknięciem dziecinnej jego ręki odczuwać bardzo miły dreszcz rozkoszy.
Maksym, po ukończeniu kolegium, umieszczony został w liceum Bonaparte. Było to liceum najdystyngowańszego świata, takie właśnie, jakie Saccard winien był z tego właśnie powodu obrać dla swego syna. Dziecko, tak rozpieszczone, zniewie-