Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

Zastanawiał się jeszcze, zstępował, zda się, do głębin swego geniuszu i z tryumfalną miną Pytyi na trójnogu, dodawał:
— Wepniemy we włosy nad tą uśmiechnioną twarzyczką, zadumanego motyla Psychy o lazurowych mieniących się skrzydłach.
Innemi znów razy natchnienie było oporne. Znakomity Worms daremnie go przyzywał, daremnie koncentrował swe zdolności. Udręczał brwi, blednął, ujmował w obie dłonie biedną swą głowę, którą ściskał z rozpaczą a pokonany, rzucając się na fotel:
— Nie — bąkał głosem osłabionym — nie, dziś niepodobna... to niemożliwe... Panie jesteście niedyskretne. Źródło się wyczerpało.
I wyprawiał Renatę za drzwi, powtarzając:
— Niepodobieństwo, niepodobieństwo, droga pani, będziesz pani tak dobra zajść tu innego dnia... Nie odczuwam pani dzisiejszego rana...
Piękne wychowanie, które odbierał Maksym, miało ten pierwszy rezultat, iż w siedemnastym roku wyrostek uwiódł pokojówkę macochy. Najgorszem było, że dziewczyna zaszła w ciążę. Trzeba ją było wysłać na wieś wraz z dzieciakiem i wyznaczyć jej małą pensyjkę. Renatę ubodła niesłychanie ta awanturka. Saccard o tyle tylko nią się zajął, o ile chodziło o uregulowanie kwestyi pieniężnej; ale młoda kobieta złajała porządnie swego ucznia. On, z którego chciała zrobić dystyngowanego człowieka, jak mógł się kompromitować z taką dziewczy-