kiem dźwięczącego złota, szelestem tualet, pędziło jak wicher.
Arystydes Saccard znalazł się nakoniec w właściwem sobie otoczeniu. Wykazał się wielkim spekulantem, zdolnym do milionowych obrotów. Po mistrzowskiej sztuczce na ulicy Pépinière, odważnie rzucił się w odmęt walki, która poczynała osypywać Paryż haniebnemi szczątkami rozbicia i tryumfami błyskotnemi. Naprzód rzucał się w grę tam tylko, gdzie był pewien wygranej, ponawiając pierwsze swe powodzenie, zakupując nieruchomości, o których wiedział z góry, że zagrożone są rozwaleniem i podsuwając swych przyjaciół, aby uzyskać możliwie wysoką indemnizacyę. Były chwile, że miał po pięć lub sześć domów, owych domów, którym przyglądał się niegdyś w tak szczególny sposób, jak dawnym znajomym, kiedy był jeszcze ubogim komisarzem nadzorczym. Ale to było dopiero dziecięctwo sztuki. Kiedy posługiwał się kontraktami najmu, spiskował z lokatorami, okradał państwo i osobniki, nie była to bynajmniej jeszcze tak wielka sztuka i myślał sobie w duchu, że gra niewartą była świeczki. To też wkrótce zwrócił swój geniusz w kierunku spekulacyj daleko więcej skomplikowanych.
Saccard wynalazł naprzód sztuczkę zakupu nieruchomości, dokonywanego pod płaszczykiem i na rachunek miasta. Decyzya rady stanu stwarzała dla tego ostatniego sytuacyę wielce trudną. Zakupiło ono z wolnej ręki znaczną ilość
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.