Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

domów, spodziewając się, że uda mu się zużytkować kontrakty najmu i pozbyć się lokatorów bez wielkiej indemnizacyi. Nabytki te przecież uważane były za ekspropriacyę istotną i miasto znaglono do płacenia. Wówczas to Saccard wystąpił z propozycyą, aby miasto pod jego imieniem nabywało potrzebne sobie nieruchomości; kupował, korzystał z praw kontraktu i za pewne odstępne oddawał nieruchomość w oznaczonym terminie. A nawet rozwinął tu grę podwójną; zakupował dla miasta i dla prefekta. Kiedy interes był zbyt tentującym, zręcznie usuwał gdzieś dom. Państwo płaciło. Wynagradzano jego usłużność, nadając mu skrawki ulic, projektowane place, które on znów odstępował od siebie powtórnie, zanim jeszcze rozpoczęto nową drogę. Była to gra dziko hazardowna; grano na dzielnicach, mających się budować, jak się gra papierami na giełdzie.
Pewne damy, ładne dziewczyny, serdeczne przyjaciółki wysokich dostojników — należały do tej gry; jedna z nich, której białe ząbki są sławne, schrupała niemi po kilkakroć całe ulice. Saccard czuł głód coraz większy, żądze jego wzrastały bezustannie, widząc ten potok złota, przeciekający mu przez palce. Zdawało mu się, że morze dwudziesto-frankówek rozlewało się dokoła niego, z jeziora stawało się oceanem, zapełniając niezmierny widnokrąg z łoskotem fal dziwnych, muzyką metaliczną, która mu łechtała serce; rzucał się w awantury, jak coraz śmielszy z dniem każdym