Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

łaby się dziennego światła. Ta fala złota, o źródłach nieznanych, która, zda się, z szybkością wypływała z jego gabinetu, zdumiewała tłumy i czyniła go w tej chwili człowiekiem wybitnym, znanym, któremu dzienniki przypisywały wszelkie dowcipy giełdowe.
Z takim mężem Renata była niemal niezamężną a przynajmniej zgoła nieskrępowaną małżeństwem. Po całych tygodniach czasami nie widywała go prawie zupełnie. Zresztą, był doskonałym małżonkiem: otwierał jej naoścież swoją kasę. W gruncie lubiła go, jak uprzejmego bankiera. Ilekroć odwiedziła pałac Béraud, zawsze wychwalała go niezmiernie przed ojcem, który, mimo majątku zięcia i jego powodzenia, pozostawał dlań zawsze chłodnym i surowym; ten człowiek zdawał się tak głęboko przeświadczonym, że życie jest tylko jednym interesem, tak widocznie zrodzonym był do wybijania monety ze wszystkiego, co mu wpadło pod rękę: kobiet, dzieci, bruku, worów gipsu, że nie mogła nawet robić mu zarzutu, iż małżeństwo z nią uważał za targ jeden więcej. Od czasu owego targu patrzył na nią potrosze, jak na jedną z pięknych swych kamienic, które przynosiły mu zaszczyt i z których spodziewał się wyciągnąć dla siebie znaczne zyski. Chciał, aby się ubierała pięknie, żeby była głośną, żeby zawracała głowy całemu paryzkiemu światu. To dawało mu pewną pozycyę, zdwajało przypuszczalną cyfrę jego majątku. I on wydawał się młodym, pięknym i to-