nącym w wirze uciech, przez swoją żonę. Była ona wspólniczką jego, sama o tem niewiedząc. Nowy zaprząg, tualeta za dwa tysiące talarów, powolność dla któregoś kochanka, ułatwiały, rozstrzygały częstokroć o najszczęśliwszych jego interesach.
Czasami nawet utrzymywał, że jest zbyt przeciążony pracą, posyłał ją do którego ministra lub jakiegoś dygnitarza, po jakie upoważnienie lub odpowiedź. Wówczas mawiał jej:
— A bądź tam rozsądną! — tonem, który był wyłączną jego specyalnością, drwiącym i pieszczotliwym zarazem.
A skoro powracała, kiedy jej się udało, zacierał ręce, powtarzając sławne swe:
— A byłaś że tam przecie rozsądną?..
Renata śmiała się. Zbyt sam był czynnym, aby miał potrzebować lub życzyć sobie drugiej pani Michelin. Poprostu lubił tylko żarty niesmaczne, drażliwe hypotezy. Zresztą, gdyby Renata „była rozsądną“, sprawiłoby mu to o tyle tylko przykrość, że opłacił istotnie uprzejmość owego ministra, czy dygnitarza. Wyprowadzać ludzi w pole, wyzyskiwać ich, dawać im mniej, niż to, do czego mieli prawo za swe pieniądze, było dla niego rozkoszą.
Mawiał on często:
— Gdybym był kobietą, sprzedawałbym się może, ale nigdy nie dostarczałbym zakupionego towaru; to za głupie.
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.