Ta waryatka Renata, która pewnej nocy ukazała się na paryzkiem niebie, jak ekscentryczna wieszczka rozkoszy światowych, była najmniej chyba nadającą się do analizy kobietą. Gdyby ją wychowywano w domu, byłyby stępiały w niej pod wpływem religii lub innego jakiego zadowolenia nerwowego zawiązki żądz, których ukłócia przyprowadzały ją chwilami do szaleństwa. Głowa jej była nawskroś mieszczańska; miała ową uczciwość absolutną, zamiłowanie w logice rzeczy, obawę przed niebem i piekłem, olbrzymią dozę przesądów; należała ona do rasy ojca, tej rasy spokojnej i rozważnej, w której kwitnęły cnoty domowego ogniska. I w tej to naturze właśnie kiełkowały i urastały najbardziej zdumiewające fantazye, wieczyście odradzające się ciekawości, żądze niewyznane. U panien Wizytek, wolna, z umysłem błąkającym się wpośród mistycznych rozkoszy kaplicy i wśród przyjaźni cielesnych z małemi swemi koleżankami, wytworzyła sobie wychowanie fantastyczne, ucząc się występku i wkładając weń całą otwartość swej natury, rozprzęgającej mózg jej młodociany do tego stopnia, że w szczególniejszy kłopot wprowadzała swego spowiednika, wyznając mu, że pewnego dnia, podczas mszy, doznała nieusprawiedliwionej niczem chęci powstania z miejsca i uściśnienia go przed ołtarzem. Biła się w piersi, drżała na myśl o dyable i jego ogniu piekielnym.
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.