było to błędne poszukiwanie jakiejś wyłącznej, nieporównanej z niczem rozkoszy, w której tonęła jej imaginacya.
Pierwsi jej kochankowie nie popsuli jej bynajmniej; trzy razy wyobrażała sobie, że jest zakochaną niezmiernie: miłość wybuchała w jej głowie, jak fajerwerk, którego iskry nie dochodziły do serca. Szalała przez miesiąc, afiszowała się z owym wybranym po całym Paryżu; potem, pewnego ranka, wśród całej tej hałaśliwej czułości uczuwała w duszy przygniatającą ciszę, pustkę bezmierną. Pierwszy, młody książę de Rozan, minął bez śladu; Renata, której uwagę zwrócił swą łagodnością i pięknemi manierami, w tem sam na sam uznała go za kompletne zero, bezbarwne, zabijająco nudne. Pan Simpson, attaché ambasady amerykańskiej, który po nim nastąpił, podobno bił ją nieomal i jej nadmiernej swej energii zawdzięczał, że pozostał przez rok przeszło jej kochankiem. Następnie przyjęła hrabiego de Chibray, adjutanta cesarskiego, pięknego mężczyznę, próżnego niesłychanie, który poczynał już jej ciężyć dziwnie, kiedy księżna Sternich ośmieliła się w nim zakochać i odebrać go Renacie; wtedy dopiero poczęła go opłakiwać, dawała do zrozumienia swym przyjaciółkom, że jej serce było złamane, że nigdy już kochać nie będzie. Tak to doszła do p. de Mussy, istoty najbezbarwniejszej pod słońcem, młodzieńca, dobijającego się karyery w służbie dyplomatycznej prowadzeniem kotyliona z osobliwszym
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.