Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

rze były daremnemi, że nie ciążył na niej zarzut najlżejszy. Cała tajemnica interesu polegała na tem właśnie. Zachowywała wysokie swe stanowisko w świecie, cieszyła się przyjaźnią wszystkich mężczyzn, miała prawo do dumy uczciwej kobiety, kosztowała tajemnej radości doprowadzania innych do upadku i wyciągania ztąd dla siebie korzyści...
Kiedy pani Sydonia pojęła ten mechanizm nowego wynalazku, dotknięta nim została do głębi. Była to szkoła klasyczna: kobieta w starej, czarnej sukni, roznosząca liściki miłosne w głębi swego koszyczka, przeciwstawiona szkole nowoczesnej, wielkiej pani, która sprzedaje swoje przyjaciółki w wytwornym buduarze, pijąc filiżankę herbaty. Szkoła nowożytna odniosła tryumf!
Pani de Lauverens zmierzyła zimnem spojrzeniem wytartą suknię pani Sydonii, w której przeczuwała rywalkę. I z jej to ręki Renata otrzymała pierwszy swój kłopot, młodego księcia de Rozan, którego ładna bankierowa zawsze z wielką trudnością „umieszczała“. Szkoła klasyczna znacznie później dopiero odniosła zwycięztwo, kiedy pani Sydonia użyczyła swego mieszkanka w antresoli na kaprys swój bratowej dla nieznajomego z Quai St.-Paul. Odtąd pozostała jej powiernicą.
Jednym ze stale wiernych klientów Sydonii wszakże był Maksym. Począwszy od lat piętnastu wieku, włóczył się on zwykle do ciotki, węsząc zapomniane rękawiczki gdzieś na którymś fotelu. Ona, dla której nienawistną była wszelka otwarta