Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

Potem zabierał z sobą ową panią lub czasami szedł z nią razem przyłączyć się do hałaśliwego towarzystwa sąsiedniego salonu. Maksym i on dzielili się temiż samemi ramionami; ręce ich spotykały się, obejmując też same figurki, wołali się wzajem, rozłożeni na otomanach, opowiadając sobie na cały głos zwierzenia, które kobiety czyniły im na ucho. I posuwali zażyłość do tego stopnia, że spiskowali razem, aby zabrać towarzystwu jakąś blondynkę lub brunetkę, którą jeden z nich dla siebie wybrał.
Byli wybornie znani w Mabille’u. Wchodzili tam pod rękę, po jakimś wystawnym obiedzie, obchodzili dokoła ogród, kłaniając się kobietom, rzucając im tu i owdzie jakieś słówko w przelocie. Śmieli się głośno, wciąż trzymając się pod ręce, dopomagali sobie wzajemnie w rozmowach zbyt żywych. Ojciec, bardzo mocny w języku, obrabiał z powodzeniem miłostki dla syna. Czasami siadali, pili z całą chmarą dziewcząt wielkiego rodzaju. Potem zmieniali znów stolik, włóczyli się dalej. I widziano ich do samej północy zawsze pod rękę w prawdziwie koleżeńskim stosunku ścigających spódniczki po alejach, wysypanych żółtym piaskiem, pod jaskrawem światłem gazowych latarni.
Kiedy powracali do domu, przynosili z sobą ztamtąd w swych ubraniach coś z tych nierządnic, które opuszczali. Ich chód rozbity, kołyszący się w biodrach, pozostałości pewnych słów ryzykow-