Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

szy wpadł na pomysł tego małżeństwa, uważał się za wielce szczęśliwego, że wejdzie w rodzinę ministra i odda swoją Ludwikę młodzieńcowi, który miał przed sobą najpiękniejsze na przyszłość widoki.
Ludwika będzie mieć, zapewniał ojciec, milion posagu. Krzywa, brzydka a przecież pełna wdzięku i ujmująca, skazana była na to, by umrzeć młodo; piersiowa słabość podkopywała jej zdrowie zwolna ale wytrwale, nadawała jej tę wesołość nerwową, ten wdzięk pieszczotliwy. Małe dziewczynki z zarodkiem choroby starzeją się dojrzałemi kobietami przed czasem. Ona miała w sobie naiwność zmysłową, rzekłbyś, że przyszedłszy na świat miała lat piętnaście w pełni rozwoju. Kiedy jej ojciec, ten kolos zdrowia i umysłowego stępienia, patrzał na nią, nie mógł uwierzyć, aby to miała być jego córka. Matka jej za życia była również kobietą wysoką i tęgą; chodziły wszakże o jej pamięci pogłoski, które tłomaczyły skarłowacenie tego dziecka, jej zachowanie cygańskiej milionerki, jej brzydotę ułomną a przecież mimo to pociągającą. Mówiono, że Helena de Mareuil umarła w najhaniebniejszem rozpasaniu. Rozkosz stoczyła ją jak wrzód rozraniony, zanim mąż spostrzegł przytomne szaleństwo żony, którą powinien był zamknąć w domu zdrowia. Wydana na świat z tego łona dotkniętego chorobą, Ludwika przyniosła z sobą ubóstwo krwi, członki skoszlawione, mózg zaatakowany, pamięć pełną już brudnego życia. Czasami wydawało jej się, że przypo-