Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

więcej niż ty; nieraz marzyłem o czemś innem zgoła... Niema nic głupszego nad podróżowanie. Gonić za zdobyciem pieniądza, wolę już go przejadać, chociaż i to nie jest znów tak zajmujące, jak sobie wyobrażamy z początku. Kochać, być kochanym i to bardzo szybko się uprzykrzy, nieprawdaż? Ach, tak, przeje się to okropnie!
Młoda kobieta nie odpowiadała; mówił dalej, chcąc ją wprowadzić w zdumienie jakąś wielką bezbożnością.
— Ja chciałbym być kochany przez zakonnicę. Co, to może byłoby zabawne?... Tobie nie przychodziło też kiedy na myśl pokochać człowieka, o którym myśl sama byłaby już zbrodnią?
Ale ona pozostała chmurną i Maksym, widząc że wciąż milczy, osądził, że nie słucha wcale. Z karkiem opartym o brzeg wyściełany karety zdało się, że śpi z otwartemi oczyma. Rozmyślała, nieruchoma, zatopiona w marzeniach, które ją snać przygniatały; chwilami tylko usta jej poruszały się nerwowem jakiemś drganiem. Ten półcień zmroku ogarniał ją mięką oponą; wszystko co się w tym cieniu mieściło smutku, tajemniczej rozkoszy, nadziei niewyznanej — przejmowało ją nawskróś, zanurzało poniekąd w atmosferze osłabiającej i chorobliwej. Zapewne przez ten czas, kiedy oczy jej utkwione były nieruchomie w zaokrąglonych plecach lokaja, siedzącego na koźle, myślała o tych wszystkich uciechach dnia minionego, o tych zabawach, które jej się wydawały tak nudnemi, których już miała