Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

mi posiadłościami, wprędce znużyła się interesami; potem czuła się ubogą wobec męża a ponieważ przygniatały ją zawsze długi, zmuszona była uciekać się do niego, pożyczać od niego pieniędzy, zdawać się na jego dyskrecyę. Za każdym nowym rachunkiem, który płacił z uśmiechem człowieka wyrozumiałego na ludzkie słabości, oddawała mu się w niewolę nieco więcej, powierzała mu tytuły renty, upoważniała go do sprzedania tego lub owego. Kiedy zamieszkali pałac w parku Monceau była już niemal ze wszystkiego odartą. On podsunął siebie w miejsce państwa i wypłacał jej rentę od stu tysięcy franków, pochodzących z ulicy Pépinière; z drugiej strony doradził jej, by sprzedała swoją posiadłość w Sologne, na to, aby pieniądze włożyć w wielką spekulacyę, interes świetny, jak ręczył. Miała zatem teraz tylko w rękach grunta w Charonne, których odmawiała upornie sprzedać, ażeby nie zasmucić zacnej ciotki Elżbiety. A i na te jeszcze zagiął on parol, sposobiąc zamach genialny przy pomocy dawnego swego poplecznika Larsoneau.
Zresztą, ona przecież była jego dłużniczką; jeżeli zabrał jej majątek, alboż nie spłacał w pięć lub sześćkroć dochodów. Renta od stu tysięcy, dołączona do dochodów z posiadłości w Sologne dawała wszystkiego rocznie zaledwie dziewięć do dziesięciu tysięcy franków, jak raz tyle, ile trzeba na opłacenie praczki i szewca. Dawał jej lub wydawał na nią piętnaście do dwudziestu razy tyle.