piał on w pałacu, aby módz swobodniej rozporządzać swem kawalerskiem mieszkaniem; zresztą, prowadził życie najbardziej chyba koczownicze w świecie, zamieszkując nowe domy ojca, wybierając sobie piętro, które mu się podobało, przeprowadzając się co miesiąc, częstokroć przez kaprys tylko, czasami, aby ustąpić miejsca innym, poważniejszym lokatorom. Wycierał on pierwsze prochy wapna w towarzystwie kilku metres. Nawykły do dziwactw macochy, udawał niezmierne współczucie i zachodził po cztery razy na dzień, dowiadywać się o jej zdrowie z minami zrozpaczonemi, jedynie po to, aby jej się sprzeciwiać. Trzeciego dnia zastał ją w małym saloniku, koloru jaskru, uśmiechnioną, z miną spokojną i wypoczętą.
— A cóż, czy się dobrze bawiłaś z twoją Celestyną? — zapytał, czyniąc aluzyę do długiego sam na sam, które przebyła ze swoją panną służącą.
— Tak — odparła — to znakomita dziewczyna. Ma zawsze zimne ręce; kładła mi je na czoło a to uśmierzało nieznośny mój ból głowy.
— Ależ to lekarstwo taka służąca! — zawołał młodzieniec. — Gdyby mnie kiedy spotkało nieszczęście zakochania się, musiałabyś mi jej pożyczyć, wszak prawda? — żeby mi kładła dwie swoje lodowate ręce na sercu.
Poczęli żartować, potem odbyli zwykłą swą przejażdżkę po Lasku.
Minęło dwa tygodnie. Renata rzuciła się z większą jeszcze, niż dotąd, zaciekłością w wir wizyt
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.