Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/23

Ta strona została skorygowana.

nęła nogę, aby się przeciągnąć w tym stanie błogości, którego doznawała w tej chwili, kostka jej dotknęła ciepłej nogi Maksyma, który nie zwrócił nawet uwagi na to zetknięcie. Wstrząśnienie wyrwało ją z tego pół-snu. Podniosła głowę, patrząc dziwnie jakoś szaremi swemi oczyma na młodzieńca, zatopionego w całej tej elegancyi.
W tej chwili kareta opuszczała Lasek. Aleja Cesarzowej wyciągała się długa, prosta w zmroku, z dwoma zielonemi liniami swych baryer drewnianych malowanych, które zdawały się stykać gdzieś w dali u horyzontu. W przeciwległej alei przeznaczonej dla jeźdźców, koń biały, w dali, rysował się jasną plamą, przedziurawiającą szare cienie. Z drugiej znów strony, wzdłuż szosy dążyli jeszcze tu i owdzie zapóźnieni spacerujący przechodnie, gromadki czarnych punkcików, kierujących się zwolna w stronę Paryża. A zupełnie gdzieś w górze, na samym końcu tego ruchomego sznura pomieszanych powozów, Łuk tryumfalny, ustawiony ukośnie bielał na szerokim skraju nieba koloru sadzy.
Kiedy kareta potoczyła się żywiej, Maksym, zachwycony, tym zakrojem angielskim krajobrazu, przyglądał się porozrzucanym po obu stronach alei pałacykom o kapryśnej architekturze, których tarasy schodzą aż do równoległych alei; Renatę w tem zadumaniu bawiły w dali na skraju widnokręgu zapalające się jedna za drugą gazowe latarnie na placu de l’Étoile i w miarę jak te jaskra-