Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/255

Ta strona została uwierzytelniona.

tów“... Nie będziemy przecież obliczać się z sobą, nieprawdaż? Ale chciałem tylko ci dowieść, że biedni mężowie czasami nie mogą zyskać sobie należnego im uznania, że się ich nie chce rozumieć.
Jakiś snać motyw potężny znaglał go do okłamywania znacznie mniej niż zazwyczaj. Prawdą było, że posag Renaty nie istniał już oddawna; przeszedł on do kasy Saccarda, do stanu fikcyjnej wartości. Jeśli co prawda wypłacał jej odsetki dwustu lub trzystu od sta, niemniej przeto nie byłby w stanie wykazać najmniejszego dowodu istnienia pierwotnego kapitału, opartego na solidnych podstawach. Jak to wyznawał w połowie, pięćkroć sto tysięcy, wzięte z dóbr Sologne, posłużyły do wpłacenia pierwszego zadatku na pałac i jego umeblowanie, które kosztowało ogółem do dwóch milionów. Winien był jeszcze milion tapicerowi i przedsiębiorcy budowlanemu.
— Nie żądam nic od ciebie — rzekła nakoniec Renata — wiem dobrze, że jestem strasznie względem ciebie zadłużona.
— O! droga moja — zawołał, ująwszy rękę żony, nie porzucając jednak przecież obcęgów — co za myśl szkaradna!... Krótko mówiąc, słuchaj: nie poszczęściło mi się na giełdzie. Toutin-Laroche narobił głupstw, Mignon i Charrier, to bałwany, którzy mnie wciągnęli w błoto. I to jest powód, dla którego nie mogę zapłacić twego rachunku. Wszakże mi wybaczasz, nieprawdaż?