raz bardziej. Nie był on człowiekiem, coby się spowiadał przez miłość prawdy.
— Ależ, panie — ozwała się Renata nieco powątpiewająco, jeżeli jesteś w takich kłopotach, dla czegóż kupiłeś mi te egretkę i naszyjnik, które, jeśli się nie myślę, kosztowały cię sześdziesiąt pięć tysięcy franków?... Co mi po tych brylantach; będę zmuszona prosić cię o pozwolenie sprzedania ich, aby tylko zapłacić bodaj część rachunku Wormsa.
— Ach, broń cię Boże! — zawołał zaniepokojony. Gdyby nie zobaczono tych brylantów jutro u ciebie na balu w ministeryum, byłybyż to dopiero gawędy o mojej obecnej sytuacyi!...
Był dziwnie dobroduszny jakiś dzisiejszego ranka. Nakoniec uśmiechnął się i zmrużywszy oczy:
— Moja droga — wybąknął — my spekulanci, jesteśmy jak piękne kobiety, musimy uciekać się do podstępów... Zachowaj, proszę cię, tę egretkę i naszyjnik, przez miłość dla mnie.
Nie mógł jej opowiedzieć historyjki, która była śliczniutką ale cokolwiek drażliwą. Pod koniec pewnej wesołej kolacyjki, Saccard i Laura d’Aurigny zawarli z sobą traktat aliansu. Laura miała długów wyżej głowy i nie marzyła już o niczem więcej jak o znalezieniu jakiegoś poczciwca, który podjąłby się porwać ją i wywieźć do Londynu. Saccard ze swojej strony czuł, że grunt chwieje mu się pod nogami; ostatkami goniąca jego wyobraźnia szukała jakiegoś środka, któryby ukazał go
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/260
Ta strona została uwierzytelniona.