Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

rym usadowił się dumnie pałac w galowej swej tualecie. Patrząc tak z parku na wielki ten budynek, wznoszący się po nad wystrzyżonym, czyściuteńkim gazonem, wśród krzewów o lakierowanem liściu, całkiem nowy jeszcze, świeżuteńki i bladawy, zdało ci się, że patrzysz w twarz bladą, nalaną, napiętnowaną owym głupim wyrazem ważności bogatego parweniusza w ciężkim łupkowym kapeluszu, złoconych balustradach i całej powodzi rzeźb. Była to miniatura nowego Luwru, jednej z najcharakterystyczniejszych próbek stylu Napoleona III — tego bogatego bastarda wszystkich stylów. W letnie wieczory, kiedy skośne słońca promienie zapaliły złocenia krat na białej tej fasadzie, spacerujący w parku zatrzymywali się, przyglądali czerwonym jedwabnym festonom firanek, zdobiących okna parteru i przez szerokie lustrzane szyby tak szerokie, jasne i przezrocze, że wydawały się szybami wystawowemi wielkich magazynów nowoczesnych, na to tam wprawionych, aby lepiej wystawić na pokaz przepych wnętrza, te przechadzające się małomieszczańskie rodziny spostrzegały części mebli, draperyę materyi, kawałki jakiegoś plafonu, rażącego bogactwem, którego widok zatrzymywał ich, przejmując zachwytem i zazdrością.
O tej porze wszakże, cień padał od drzew i cała zdobna fasada zasypiała. Z drugiej strony, w dziedzińcu, lokaj, z uszanowaniem pomógł Renacie wysiąść z powozu. Stajnie, pomalowane na czerwoną cegłę, otwierały na prawo szerokie swe bramy