Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

Renata wchodziła powoli na schody, zdejmując rękawiczki.
Przedsionek był niezmiernie zbytkowny. Wstępując tu, doznawało się uczucia duszności. Grube dywany, które pokrywały podłogę i biegły po stopniach schodów, szerokie opony z ponsowego aksamitu przysłaniające drzwi i ściany, cięższem zdawały się czynić tu powietrze, tą głęboką ciszą, powagą i ciepłem kaplicy. Draperye aksamitu opadały gdzieś od góry a plafon, bardzo wysoki, przyozdobiony był rozetami wypukłemi, spoczywającemi na kracie złotych sztabek. Schody, których podwójna balustrada z białego marmuru miała poręcz z ponsowego aksamitu biegły dwoma rozgałęzieniami, zlekka wygiętemi, między któremi znajdowały się w głębi drzwi wielkiego salonu. Na korytarzu pierwszego piętra ogromne lustro zajmowało całą ścianę. Na dole, u stóp rozgałęzienia schodów, na piedestałach marmurowych dwie kobiety z złoconego bronzu, obnażone do pasa, trzymały wielkie kandelabry o pięciu gazowych płomieniach, których oślepiające światło przyćmiewały kule z szkła matowego. Z obu zaś stron schodów ustawione były szeregiem wspaniałe wazony z majoliki, w których kwitnęły rzadkie rośliny zwrotnikowe.
Renata wstępowała na schody i za każdym stopniem urastała w wielkiem zwierciadle; zadawała sobie pytanie, z tem powątpiewaniem aktorek najwięcej oklaskiwanych, czy rzeczywiście była tak czarującą, jak jej mówiono.