Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/302

Ta strona została uwierzytelniona.

czasu do czasu tylko pochylała się nagle, całowała go płonącemi ustami. Wargi jej rozchylały się wtedy tak chciwe i krwawiące, jak kwiaty hibiscusa chińskiego, którego kobierzec przysłaniał ścianę pałacu. Była wtedy tylko palącą córą tej cieplarni. Jej pocałunki rozkwitały i więdły jak czerwone kwiaty wielkiej malwy, co trwają zaledwie kilka godzin i odradzają się bezprzestannie, podobne do rozranionych a nigdy nie sytych ust olbrzymiej jakiejś Mesaliny.