Pierwszą jej myślą było poprosić o te piędziesiąt tysięcy męża. Zdecydowała się na to dopiero, przemógłszy wstręt prawdziwy. W ostatnich czasach, ilekroć, przynosząc jej pieniądze, małżonek wchodził do jej pokoju, zawsze całował ją ponownie w szyję, brał za ręce i zapewniał o swojem niezmiernem przywiązaniu. Kobiety mają ten zmysł wielce delikatny na odgadnienie męzkich intencyj. To też spodziewała się jakiegoś wymagania, jakiegoś milczącego targu, który przyjąć trzeba będzie z uśmiechem. W rzeczy samej, skoro go poprosiła o owe piędziesiąt tysięcy franków, jął protestować, oświadczył, że Larsonneau nigdy nie pożyczy tej sumy, że on sam jeszcze dotąd nie wybrnął ze swych kłopotów. Potem, zmieniając głos, jakby przejęty nagłem wzruszeniem, pokonany:
— Nie, tobie odmówić nic niepodobna — wymówił szeptem. — Obiegnę cały Paryż, dokonam niepodobieństwa... Ja tak pragnę, droga moja, żebyś ty była zadowoloną!
I przyciskając wargi do jej ucha, całując włosy, mówił nieco drżącym głosem:
— Przyniosę ci je jutro wieczorem do twego pokoju... bez wszelkiego skryptu.
Ale ona odpowiedziała żywo, że to nic znowu tak pilnego, że nie chciałaby go trudzić do tego stopnia. On, który całe swe uczucie włożył w to niebezpieczne „bez wszelkiego skryptu“, które mu się wymknęło i którego już pożałował, zdawał się
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/321
Ta strona została uwierzytelniona.