W tej chwili Celestyna, która poprzednio była zeszła, powróciła i szepnęła do ucha swej pani:
— Pan prosi, żeby pani raczyła zejść do salonu. Przybyło już kilka osób.
Renata zadrżała. Nie czuła dotąd chłodu, który jej ziębił ramiona. Przechodząc obok zwierciadła, zatrzymała się przed niem i przejrzała machinalnie. Po ustach jej przebiegł uśmiech mimowolny, zeszła.
W rzeczy samej wszyscy niemal zaproszeni już się zebrali. Była tam siostra jej, Krystyna, młoda dwudziestoletnia dziewczyna, ubrana bardzo skromnie w muślin biały; ciotka jej Elżbieta, wdowa po notaryuszu Aubertot, w czarnej atłasowej sukni, nizka, drobna, sześdziesięcioletnia staruszka, wytwornej uprzejmości; siostra jej męża Sydonia Rougon, kobieta chuda, wiecznie słodka, nieokreślonego wieku, o twarzy woskowej, miękiej, którą suknia niepewnego jakiegoś koloru czyniła jeszcze mniej widoczną; potem rodzina Mareuil, ojciec, wysoki piękny mężczyzna, poważny, bez wszelkiego na twarzy wyrazu, który dopieroco zdjął był żałobę po żonie; frapującem było podobieństwo jego z Babtystą, kamerdynerem; i córka, ta biedna Ludwika, jak ją tytułowano, dzieweczka siedemnastoletnia, wątła, nieco garbata, która nosiła z jakimś chorobliwym, rozemdlonym wdziękiem suknię z białego fularu w czerwone grochy; dalej cała grupa mężczyzn poważnych, wielce uorderowanych, urzędowych panów o twarzach szaro-bladych i niemych a dalej znowu nieco inna grupa młodych ludzi
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.