— Jaką ja miałem jednak słuszność, żem się nie chciał zbliżać do morza w Trouville...
Renata, pogrążona w głębi swego bolesnego marzenia, milczała. Musiał powtórzyć frazes.
— Dlaczego? — spytała ździwiona, nie rozumiejąc.
— Ależ, potwór...
I zaśmiał się zcicha szyderczo. Żart ten zmroził kobietę. Wszystko poczynało rozprzęgać się w jej głowie. Ristori była już teraz wielkim jakimś manekinem, co podejmował w górę peplum i pokazywał język publiczności, jak Blanka Müller w trzecim akcie „Pięknej Heleny“. Theramen tańczył kankana a Hipolit zajadał grzanki z konfiturami i dłubał w nosie.
Kiedy jakiś wyrzut sumienia, piekący bardziej, przejmował dreszczem Renatę, bunt podnosił się w jej duszy. Jakąż była ta jej zbrodnia i dlaczego miała się rumienić? Alboż nie stąpała codziennie po nikczemnościach większych jeszcze? Alboż nie potrącała co krok u ministrów, w Tuilleriach wszędzie, takichże samych nędzników, jak ona, którzy mieli miliony i których uwielbiano na kolanach! I myślała o haniebnej przyjaźni takiej Adeliny i Zuzanny Haffner, która wywoływała czasami tylko uśmiech na poniedziałkowych zebraniach u cesarzowej, przypominała sobie proceder pani de Lauverens, którą mąż sławił za jej wierność, porządek, za akuratność w płaceniu dostawców. Wymieniała panią Daste, panią Teissere, baronowę
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/339
Ta strona została uwierzytelniona.