Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/344

Ta strona została uwierzytelniona.

kanie z głębi cieplarni, w której się znajdowała i nagle pocałowała go w same usta między dwoma klombami roślin, sądząc, że jest dostatecznie ukrytą. Ale Ludwika podążyła za Maksymem. Kiedy kochankowie podnieśli głowy, zobaczyli ją o kilka kroków zaledwie, patrzącą na nich z dziwnym jakimś, zagadkowym uśmiechem, bez rumieńca, bez najmniejszego ździwienia na twarzy, z miną spokojnie przyjacielską współtowarzysza występku, dość świadomego na to, aby zrozumieć i odczuć taki pocałunek.
Tego dnia Maksym był rzetelnie wystraszonym, Renata natomiast okazała się najzupełniej obojętną a nawet rozradowaną. Ha, skończone! Niepodobieństwem stawało się teraz, aby „garbusek“ miał jej odebrać kochanka. Myślała:
— Powinnam to była zrobić naumyślnie. Teraz wie już, że jej „mężulek“ należy do mnie.
Maksym uspokoił się, zastawszy za powrotem Ludwikę tak samo śmiejącą się, wesołą, zabawną, jak poprzednio. Sądził, że ma siłę wielką panowania, że to „poczciwa dziewczyna“. I na tem się skończyło wszystko.
Renata niepokoiła się nie bez przyczyny. Saccard od niejakiego czasu myślał na seryo o małżeństwie swego syna z panną de Mareuil. Był tam milion posagu, którego nie chciał wypuścić, licząc na to, że z czasem uda mu się umaczać w nim ręce. Ludwika na początku zimy musiała trzy tygodnie przeleżeć w łóżku; okoliczność ta przejęła