Laura pragnęła już zakończenia tej komedyi. Zakończenie to, przewidziane i obmyślone z góry, miało polegać na publicznem, jawnem zerwaniu na korzyść jakiego głupca, który opłaciłby drogo prawo zostania poważnym, utrzymującym kochankiem, wymienianym przez cały Paryż. Głupiec był już wynaleziony. Książę de Rozan, zmęczony zanudzaniem bezowocnem kobiet swego towarzystwa, marzył o reputacyi rozpustnika, żeby nadać pewną wybitność bladej, bezbarwnej swej osobistości. Uczęszczał on bardzo pilnie na wtorki Laury, którą podbił swą bezwględną naiwnością.
Na nieszczęście w trzydziestym piątym roku życia zależnym był jeszcze od matki do tego stopnia, że nie miał nigdy więcej do rozporządzenia odrazu nad jakieś dziesięć luidorów conajwięcej. W te wieczory, kiedy mu Laura odbierała owe dziesięć luidorów, uskarżając się i mówiąc, że potrzebowałaby koniecznie stu tysięcy franków, on wzdychał i przyrzekał, że będzie mieć tę sumę w dniu, w którym on obejmie swój majątek. W takiej to chwili przyszło jej na myśl zapoznać go i zaprzyjaźnić z panem Larsonneau, jednym z dobrych przyjaciół domu. Dwaj mężczyzni poszli razem na śniadanie do Tortoniego; przy deserze zaś Larsonneau, opowiadając o swej miłostce z prześliczną hiszpanką, wspomniał od niechcenia, że zna takich, co pożyczają pieniędzy; gorąco wszakże radził kięciu Rozan, aby nigdy nie przeszedł przez ich ręce. To zwierzenie
Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/360
Ta strona została uwierzytelniona.